Ciągle czasu mi brakuje na regularne wpisy z moich odwiedzin, bliskich mojemu sercu Sudetów. Zaległości jest sporo, ale chyba teraz napiszę kilka słów o ostanim moim pobycie na południu Polski, który jutro się skończy pięciogodzinną podróżą do domu. Muszę jednak przyznać, że to był chyba mój najważniejszy dotąd wyjazd . Trudno się przyznać, ale dopiero teraz udało mi się zdobyć Królową Karkonoszy i jestem z tego powodu niezmiernie dumny. Na wyprawę wybrałem się samotnie. Najpierw autem do Karpacza, skąd „Zbyszkiem” podążyłem na szczyt Kopy. Potem już tylko marsz z plecakiem zawierającym Nikona Z8, obiektywy 24-70 f/2.8 i 70-200 f/2.8. Było co dźwigać… Szczyt Śnieżki osiągnąłem przemierzając szlak czerwony. Było niełatwo… Ale za to widoki… coś wspaniałego. I do tego ogromna satysfakcja. W drodze powrotnej, tym razem Drogą Jubileuszową, zrobiłem przerwę w Domu Śląskim. Dalej ruszyłem w kierunku Kopy, gdzie odbiłem czarnym szlakiem w kierunku Białego Jaru, potem żółtym do Strzechy Akademickiej. Nie mogłem sobie odmówić sfotografowania mojego ulubionego schroniska – Samotni. Doszedłem do „schodków” prowadzących w dół do schroniska i pstryknąłem kilka fotek. Potem powrót do Strzechy Akademickiej i dalej w dół szlakiem żółtym do Karpacza. Razem nazbierało się ponad 12 kilometrów. Zmęczony, lecz szczęśliwy wróciłem do domu w Cieplicach. Poniżej kilka fotografii z wyprawy.






















Wspaniała wycieczka, piękne zdjęcia. Mieszkam we Wrocławiu, a nie pamiętam już kiedy byłem na Śnieżce. Trzeba będzie się wybrać.
PolubieniePolubienie